Wstajemy rano - już wcześniej umówiliśmy się, że o godzinie 10 postaramy się zarezerwować bilety na pociąg na Goa. Co prawda - wcześniej, będąc jeszcze w PL znaleźliśmy z Agatą bardzo tanie połączenie lotnicze na Goa (ok320PLN/2os.), ale Nihit zapierał się, że po co wydawać tyle pieniędzy. No dobra - okazuje się, że pociąg jest - 14 godzin, kurs dzienny - będziemy zatem na Goa późno w nocy. Decydujemy się zatem mimo wszystko na samolot, przepłacamy jakieś 250 PLN w stosunku do ceny jaką mieliśmy w Polsce. Powód jest prosty - to są wakacje relaksu, nie chcemy się stresować tym, że będziemy po nocy szukać noclegu, nie chcemy tracić jeszcze jednego dnia - no to lecimy. Moja karta oczywiście nie działa. Współlokator płaci swoją a ja lecę wymienić pieniądze. Mamy już bilety i możemy planować sobie cały dzień w Bombaju, bo lot mamy o 5 nad ranem - idealna pora. Myślimy o tym, aby pojechać na Colabę, postanawiamy jednak odwiedzić okolicę, w której mieszkamy. Umawiamy się, że będziemy o 14 (nie mamy kluczy), nie ma problemu - nasi współlokatorzy wychodzą tylko na zakupy i o 12 będą już w domu. Umawiam się, że później wspólnie pojedziemy na plażę oddaloną niewielki odcinek drogi stąd. Ok - idziemy, wchłaniamy zapachy i smaki miasta, zatrzymujemy się na śniadanio - obiad. Spacerujemy i podziwiamy okolicę. Schodzi nam na to z 3 godziny. Zaczynamy odczuwać zmęczenie, zdając sobie sprawę, że w zasadzie nie odespaliśmy jeszcze lotu. Wracamy do domu z nadzieją, że przed wyjazdem na plażę, uda nam się przespać choćby godzinkę. Pukamy i dzwonimy do drzwi - cisza. Postanawiamy poczekać na schodach - wszak mają wrócić o 14. Wspólnie na tych schodach zasypiamy, budzimy się po 45 minutach z bólem pleców - oczywiście w między czasie nikt się nie pojawił. Schodzimy na podwórze, zabawiamy miejscowego kundelka i czekamy. Wracamy raz jeszcze na schody - może jeszcze 15 minut drzemki w tym niekoniecznie komfortowym otoczeniu. Agata dosłuchuje się przez drzwi jakiegoś hałasu z naszego mieszkania - próbujemy raz jeszcze dzwonić i pukać i... otwiera nam nasz zaspany współlokator - cały czas był w domu, tylko spał!!! No trudno - dobrze, że możemy się położyć w bardziej komfortowych warunkach. Ludzie, z którymi byliśmy umówieni na plażę (którzy mieli być ok 14), przychodzą grubo po 17 - zmienili plany i postanowili iść do kina, ot całe Indie. Zapadamy w sen, budzimy się wieczorem i na balkonie rozmawiamy o tym, co możemy robić na Goa. Dostajemy kilka bardzo ciekawych wskazówek - mamy zacząć od Anjuny - imprezowej części w północnym Goa, następnie na jeden dzień uciec do Panjimu, tam spróbować lokalnego kasyna, a na koniec - uciec do Palolem, na totalny relaks. Ok - mamy plan, mamy wskazówki - teraz tylko wytrwać do samolotu. O godzinie 2 w nocy wychodzimy z mieszkania, bierzemy tuc tuca (w Bombaju komunikacja działa 24h/dobę - nie ma z tym problemu) i jedziemy na lotnisko krajowe, gdzie czekamy ze spokojem na nasz lot do raju.