Geoblog.pl    szmikowal    Podróże    Goa 2014    Goa - część I - Anjuna, czyli jak się nie wyspać na Goa :)
Zwiń mapę
2014
08
paź

Goa - część I - Anjuna, czyli jak się nie wyspać na Goa :)

 
Indie
Indie, Anjuna
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8770 km
 
Wystartowaliśmy nad ranem, jesteśmy zaskoczeni jakością samolotu lokalnych linii lotniczych - wygląda i pachnie jak nowy, trochę mało miejsca, ale w ogóle nam to nie przeszkadza - szybko zasypiamy i mimo, że lot trwa zaledwie godzinę, to większości zupełnie nie pamiętamy. Lądujemy, kiedy na Goa wstaje dzień. Jest mglisto i wilgotno. Decydujemy się na pre-paidową taksówkę, która za 1000 INR zawiezie nas do Anjuny. Już w trakcie drogi czujemy, że jesteśmy w zupełnie innym miejscu; inne powietrze, inne zapachy, inna wilgotność. Jedziemy krętą drogą wśród palm, mając wybrzeże po lewej stronie. Miejscowy kierowca usiłuje się z nami komunikować, ale jego angielski jest tak skomplikowany fonetycznie, że nie dajemy rady... on mimo wszystko gada. Po około godzinie trasy jesteśmy na miejscu. Bierzemy plecaki z bagażnika i rozpoczynamy poranną wędrówkę w poszukiwaniu noclegu. Zaczynamy od malutkiego sklepiku, w którym zaopatrujemy się w Kingfishera i szukamy miejsca, w którym będziemy mogli podziwiać panoramę i spróbować wybrać najładniejszy zakątek. Pierwsze doświadczenie - trochę zaskakuje, nie widzimy piaszczystych plaż - same ciemne skały, które na pewno - nie zachęcają do wchodzenia do wody. Sięgam do przewodnika - no fakt - skały tutaj mają być. Dodatkowo - dzisiaj środa - czeka nas zatem pchli targ, odbywający się na Anjunie co tydzień. Anjuna to miejscowość hipisowska - tzn. była taka kilka lat temu. Dziś jest przystankiem dla fanów muzyki techno, którzy balują tutaj do białego rana - wkrótce będziemy się mieli o tym przekonać.
Idziemy do pierwszego miejsca, do którego ochoczo, acz zaspanie, zaprasza nas lokals - no nie jest to do końca to, czego szukamy. Cena też nie powala - 600 INR, a odległość od "plaży" za duża. Idziemy dalej, wsłuchując się w nawoływania "room my friend?" OK - trafiamy na właściwy trop - domek w zasadzie przy plaży, w środku czysto i schludnie a nawet przestronnie - dwa okna, wygląda extra. Targujemy cenę do 400 INR za dobę i obiecujemy (a jakże) kupić coś w sklepie naszego gospodarza. Postanawiamy zobaczyć, jak wygląda okolica, wychodzimy na plażę i buzie nam się uśmiechają - jest piasek, są palmy, a mieścina, powoli budzi się do życia. Decydujemy się zjeść śniadanie - magicznie, na plaży, przy szumie morza - tak jak sobie wymarzyliśmy. Z upojeniem wpatrujemy się w otaczające obrazy.
Po południu idziemy do knajpy Liliput - najfajniejsze miejsce, z którego można obserwować magiczne zachody słońca. Tutaj też zjedliśmy pyszny obiad a ja zaliczyłem pierwszą kąpiel. Widoki nieziemskie - indyjskie, nie zapominajmy, że tutaj krowa także jest święta, dlatego nie dziwi ich obecność na plaży.

Nocą dowiadujemy się z czego Anjuna słynie - nasz domek znajduje się w okolicy największej imprezowni w tej miejscowości - do godziny piątej rano, już każdego dnia, towarzyszyć nam będzie muzyka techno, zdecydowanie przekraczająca wszelkie normy głośności...

Oczywiście - można w Anjunie znaleźć miejscówkę zdecydowanie spokojniejszą - ot my trafiliśmy szybko na miejsce, które nam się podobało i nie zostaliśmy poinformowani o dodatkowej "atrakcji", pewnie o niej chcieli nas uprzedzić sąsiedzi, którzy dobijali się do naszych drzwi podczas popołudniowej siesty. Wieczorem - już ich nie było, pewnie znaleźli sobie azyl...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 1.5% świata (3 państwa)
Zasoby: 18 wpisów18 1 komentarz1 67 zdjęć67 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
04.10.2014 - 24.10.2014